
Dzień 1 – Hilzingen
Naszą podróż zdecydowaliśmy się rozpocząć od północnej Szwajcarii, a dokładnie od rejonu Szafuzy. Aby się tam dostać musimy pokonać samochodem ponad 900 km. Zgodnie z google maps taka podróż powinna nam zająć 9 i pół godziny, w praktyce (biorąc pod uwagę korki na autostradach) zajmuje ok. 11 godzin bez dłuższych postojów. Pierwszą noc postanowiliśmy spędzić w miasteczku Hilzingen jeszcze po niemieckiej stronie granicy. Powodów takiego wyboru było kilka. Po pierwsze – odległość. Aby dostać się do jakiegoś szwajcarskiego hotelu, musielibyśmy jechać przynajmniej godzinę dłużej – niby niewiele, ale po kilkunastu godzinach spędzonych w samochodzie ta godzina naprawdę robi różnicę. Po drugie – internet. Musimy pamiętać, że Szwajcaria nie należy do Unii Europejskiej, w związku z czym podstawowe pakiety roamingu (te zawarte w cenie abonamentu) nie będą tam obowiązywać. Nie chcąc zbankrutować, chociażby korzystając z nawigacji w telefonie, najlepiej zaopatrzyć się w przedpłaconą kartę sim jakiegoś szwajcarskiego operatora, ale jak się później okazało nie jest to wcale taka prosta sprawa. Po trzecie – cena. Po szwajcarskiej stronie nie widzieliśmy hoteli w tak dobrych cenach jak po stronie niemieckiej, a biorąc pod uwagę fakt, że do hotelu dotrze się w godzinach późno wieczornych i opuści w godzinach wczesno porannych, raczej nie ma sensu przepłacać. Nasz wybór padł na Hotel Am Kellhof znajdujący się ok. 20 km od Neuhausen am Rheinfall, od którego planowaliśmy zacząć zwiedzanie.
Dzień 2 – Neuhausen am Rheinfall, Stein am Rhein i Jezioro Bodeńskie
Drugi dzień naszej podróży zaczęliśmy od długich i żmudnych poszukiwań karty sim. Jeśli ktoś tak jak my założy, że zatrzyma się na pierwszej lepszej stacji benzynowej lub wstąpi do kiosku i po prostu kupi i zarejestruje szwajcarską kartę do telefonu to niestety się mocno zawiedzie. Okazało się, że kartę można kupić na poczcie (musimy pamiętać, że w Szwajcarii praktycznie wszystko między godziną 12.00, a 14.00 jest nieczynne) lub w salonach firmowych operatorów komórkowych. Na szczęście dzięki nawigacji samochodowej udało nam się dotrzeć bez internetu do miejscowości Neuhausen, w której znajduje się największy wodospad w Europie. Spod zameczku Woerth możemy podpłynąć łodzią do czoła wodospadu lub do platformy widokowej Kanzeli. Naszym kolejnym przystankiem było znajdujące się ok. 20 km dalej, niezwykle urokliwe miasteczko Stein am Rhein. Oprócz zobaczenia słynnych kamienic ozdobionych freskami i ratusza, warto poświęcić trochę czasu na spokojne eksplorowanie pobocznych uliczek i spacer wzdłuż Renu. Na koniec dnia pojechaliśmy do Konstancji nad Jeziorem Bodeńskim, gdzie zjedliśmy kolację. Noc przed zwiedzaniem Zurychu spędziliśmy w miejscowości Wallisellen.


Dzień 3 – Zurych
Trzeci dzień naszej podróży poświęciliśmy na zwiedzanie Zurychu. Zaczęliśmy od półtoragodzinnego rejsu po Jeziorze Zuryskim (statki wypływają z Burkliplatz, bilety bez problemu można kupić na miejscu), następnie ulicą Bahnhofstrasse, na której znajdują się wszelakiego rodzaju banki i butiki ekskluzywnych marek, udaliśmy się w kierunku Starego Miasta zobaczyć m.in. kościół św. Piotra z XIII-wieczną wieżą i największym cyferblatem w Europie. Po lunchu w jednej z wielu kawiarenek poszliśmy brzegiem rzeki Limmat obejrzeć posterunek policji Giacometti-Halle, w którym sufit głównego wejścia pokrywają malunki Giacomettiego z 1923/24 r. (na posterunku obowiązuje zakaz robienia zdjęć, dodatkowo przy wejściu należy pokazać dowód osobisty). Następnie ze znajdującej się kilka minut dalej stacji kolejowej wyruszyliśmy pociągiem na wzgórze Uetliberg, z którego można podziwiać piękną panoramę Zurychu. Naszym ostatnim przystankiem był znajdujący się zaraz przy fabryce czekolady Lindt sklep firmowy, w którym można kupić mnóstwo niedostępnych w Polsce smakołyków, również pięknie zapakowanych na prezent. Noc postanowiliśmy spędzić w znajdującej się ok. 50 km dalej Lucernie.


Dzień 4 – Lucerna, Pilatus, Ponte dei Salti
Czwarty dzień podróży zaczęliśmy od wycieczki na górę Pilatus (2128 m. n.p.m.). Dzień wcześniej kupiliśmy bilety przez www.getyourguide.pl na tzw. Złotą Trasę, czyli wjazd na szczyt kolejką linową, zjazd ze szczytu najbardziej stromą w Europie kolejką zębatą oraz powrót statkiem do Lucerny. Dzięki temu, że w Kriens gdzie odbieramy bilety na podstawie wydrukowanego potwierdzenia zakupu oraz skąd ruszamy na szczyt byliśmy przed 9.00 rano, nie musieliśmy czekać w kolejce, a większość czteroosobowych wagoników była jeszcze pusta. Kiedy wróciliśmy na dół przed godziną 13.00, widzieliśmy, że ludzie czekali w przynajmniej około godzinnej kolejce. Na szczycie Pilatus oprócz podziwiania pięknych widoków, możemy również napić się kawy/piwa w restauracji z ogródkiem. Po powrocie do Lucerny udaliśmy się na obiad w restauracji zaraz przy Kapellbrücke, a następnie na spacer po okolicy. Następnie ruszyliśmy na południe Szwajcarii w kierunku Ponte dei Salti. Okolice mostu są tak urokliwe, że chcieliśmy tam zostać przynajmniej na kolejny dzień, tym bardziej, że na miejsce dotarliśmy już na koniec zachodu słońca. Niestety w Lavertezzo gdzie znajduje się most nie mogliśmy na ostatnią chwilę znaleźć jakiegoś sensownego noclegu. Z tego powodu noc spędziliśmy już we Włoszech w miejscowości Varese.







Dzień 5 – Jezioro Como
Piątego dnia podróży z samego rana ruszyliśmy nad jezioro Como. Samochód zostawiliśmy na parkingu w miejscowości Lenno i udaliśmy się do przystani znajdującej się na przeciwko restauracji Pasticceria Bar Sport. Stamtąd za 5 euro od osoby ruszyliśmy motorówką do Villa del Balbianello znanej z Casino Royale czy Gwiezdnych Wojen. Gorąco polecam wycieczkę po posiadłości z przewodnikiem (koszt to 10 euro od osoby, płatność zaraz przy wejściu na teren willi). Dzięki przewodnikowi możemy zwiedzić wnętrza posiadłości oraz obejrzeć niezwykłą kolekcję naprawdę unikatowych pamiątek z podróży zmarłego właściciela – włoskiego milionera podróżnika. Do przystani wróciliśmy tą samą motorówką. Po zjedzeniu obiadu w restauracji zaraz obok restauracji/baru sportowego udaliśmy się do miejscowości Como, gdzie mieliśmy wynajęty apartament.



Dzień 6 – Portofino, Loano
Szóstego dnia podróży planowaliśmy zwiedzić Mediolan, jednak po przeczytaniu opinii odnoszących się do dostania się do miasta samochodem zniechęciliśmy się na tyle, że postanowiliśmy zmienić plany i dotrzeć w okolice Monako, po drodze zwiedzając Portofino. W tym niewielkim miasteczku z portem jachtowym i luksusowymi butikami wielkich domów mody spędziliśmy raptem kilka godzin. Na noc zatrzymaliśmy się w miejscowości Loano, oddalonej od Monako o około 100 km. W Loano warto wybrać się na zakupy – można tam z łatwością kupić lokalne wina, oliwy czy perfumy w bardzo dobrych cenach.



Dzień 7 – Monako, Cannes
Siódmego dnia pojechaliśmy zwiedzić Monako, które szczerze mówiąc było dla nas dość rozczarowujące (prawdopodobnie z powodu braku jachtu i nieograniczonej ilości pieniędzy do wydania w butikach ;)). Samochód zaparkowaliśmy na parkingu des Pecheurs znajdującym się zaraz obok muzeum oceanograficznego. Po drodze do wyjścia z budynku, w punkcie informacyjnym dowiedzieliśmy się, że karty sim w pobliżu raczej nie uda nam się kupić i że dostęp do wifi można wykupić na przystanku autobusowym przy Place de la Visitation. Niestety internet nie działał tak jak byśmy tego chcieli (co chwilę traciliśmy połączenie), dlatego polecam przed wjazdem do Monako zrobić listę miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć oraz najlepiej ściągnąć sobie mapkę offline. Mapkę papierową możemy otrzymać w wyżej wspomnianym punkcie informacyjnym. My w pierwszej kolejności udaliśmy się obejrzeć kolekcję samochodów księcia, a następnie do dzielnicy Monte Carlo ze słynnym Casino de Monte-Carlo. Obok kasyna znajduje się restauracja Cafe de Paris, na której tarasie można się napić kawy z widokiem na plac Monte Carlo.


Po dłuższym spacerze po Monako postanowiliśmy ruszyć do Cannes. Tam zatrzymaliśmy się w słynnym, niegdyś okupowanym przez gwiazdy kina hotelu Carlton. Niestety złote czasy hotelu minęły i pomimo znajdujących się tam apartamentów nazwanych po słynnych gościach, nie ma raczej co liczyć na gwiezdne towarzystwo – podobno słynni aktorzy dzisiaj nocują na prywatnych jachtach lub w oddalonym kilkanaście kilometrów od Cannes luksusowym hotelu du Cap-Eden-Roc. Mimo nadszarpniętych zębem czasu apartamentów, niewątpliwą zaletą Carlton jest prywatna plaża, z której goście hotelu mogą korzystać za darmo – w innym przypadku taka przyjemność kosztuje ok.60 euro od osoby za dzień oraz obsługa na najwyższym poziomie. W hotelowym barze z widokiem na La Croisette, zgodnie z poleceniem autorki 100 miejsc we Francji, które każda kobieta powinna odwiedzić można wypić słynnego drinka Lady Carlton. Kilka minut spaceru dalej znajduje się Pałac Festiwalowy (który pewnie większość z nas wyobraża sobie zupełnie inaczej niż jest w rzeczywistości) oraz Aleja Gwiazd z odciskami dłoni sławnych ludzi.



Dzień 8 – Grasse
Po pobycie w Cannes, w drodze do Genewy odwiedziliśmy niewielkie miasteczko słynne z przemysłu perfumeryjnego oraz z książki bądź filmu Pachnidło. Zwiedzanie zaczęliśmy od Muzeum Perfum (wstęp kosztuje 6 euro od osoby), w którym poznajemy historię i tajniki perfumiarstwa, a zakończyliśmy zakupami w najstarszych wytwórniach pachnideł – Fragonard, Molinard i Galimard. Po krótkim pobycie w Grasse ruszyliśmy do Genewy nietypową, aczkolwiek przepiękną trasą przez Alpy Nadmorskie.


Dzień 9 – Genewa, powrót
Pod Genewę dotarliśmy bardzo późnym wieczorem. Zatrzymaliśmy się w hotelu Comfort Annemasse Genève jeszcze po francuskiej stronie granicy i muszę przyznać, że w stosunku cena do jakości był to najlepszy hotel w jakim było nam dane nocować – oddalony 20 min drogi od Genewy, nowy, tani, idealnie cichy i czysty oraz z darmowym parkingiem. Samego pobytu w Genewie zaliczyć do najbardziej udanych nie możemy – Muzeum Patek Philippe, które bardzo chcieliśmy zobaczyć okazało się zamknięte w poniedziałki, a na rezerwację wycieczki Czekoladowym Pociągiem było za późno. Mimo wszystko otoczona szczytami górskimi Genewa zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie i już lepiej przygotowani na pewno będziemy chcieli do niej wrócić. Przed samym wyjazdem udaliśmy się na serowe zakupy do Fromagerie Bruand, którą serdecznie polecam. Po rozmowie ze sprzedawczynią, w której wyjaśniliśmy, że wracamy do Polski i chcielibyśmy zabrać ze sobą ich szwajcarskie specjały, Pani w określonym wcześniej budżecie wybrała dla nas i zapakowała hermetycznie około 10 rodzajów sera, które bez problemu przetrwały podróż powrotną.


O czym warto pamiętać przed wyjazdem
- Przed samym wjazdem do Niemiec zachęcam do zatankowania baku do pełna – po drodze zdarza się, że na stacjach benzynowych będziemy musieli za paliwo zapłacić prawie dwa razy drożej. To samo polecam przed wjazdem do Szwajcarii, gdzie z kolei paliwo potrafi być sporo droższe niż w Niemczech.
- Przed wyjazdem polecam zaopatrzyć się w fizyczne franki, najlepiej drobne – mogą być przydatne chociażby do płatności na parkingach , gdzie nie zawsze można płacić kartą.
- W Szwajcarii na autostradach obowiązuje winieta jednoroczna w cenie 40 franków lub UWAGA – 40 euro jeśli zamierzamy takową kupić jeszcze na terenie Niemiec. Przelicznik niezbyt korzystny dlatego winietę lepiej kupić na pierwszej stacji benzynowej w Szwajcarii.
- W Szwajcarii w większości sklepów, na stacjach benzynowych, nawet w parkometrach można płacić zarówno we frankach jak i w euro, jednak Szwajcarzy stosują przelicznik jeden do jednego, czyli 1 frank = 1 euro, więc lepiej mieć przy sobie franki.
- Warto pamiętać o tym, że Szwajcaria nie należy do UE, w związku z czym korzystanie z roamingu zwykle zawartego w unijnych pakietach abonamentowych nie jest możliwe. Jeśli chcemy korzystać z internetu nie narażając się na olbrzymie koszty musimy zaopatrzyć się w szwajcarską kartę sim – niestety nie kupimy jej na stacjach benzynowych lub w pierwszym lepszym markecie jak w Polsce, a jedynie na poczcie lub w salonach operatorów komórkowych.